Autorytet

Autorytety są główną przyczyną tego, że ludzkość stoi w miejscu.
Johann Wolfgang von Goethe

Człowiek po przeżytej traumie ma najczęściej niskie poczucie wartości, a ta cecha z kolei wpływa na formowanie jakości życia. Poczucie własnej wartości to wiara, iż jako istota ludzka zasługuję na dobre życie; to umiejętność doświadczania siebie jako osoby wyposażonej w zasoby odpowiednie do rozwiązywania życiowych problemów. Rozchwiane poczucie własnej godności rzutuje na relacje interpersonalne, związki partnerskie, jest z reguły generatorem lęku, gniewu, autodestrukcji, uzależnień i zaburzeń w odżywianiu, perfekcjonizmu lub niespełnienia zawodowego czy malkontenctwa.

Niewiara w siebie staje się powodem do szukania przewodnika i wsparcia w innych ludziach, gdyż postrzega się ich jako lepszych. Innymi słowy straumatyzowana osoba z łatwością ulega zachętom czy perswazjom drugiego człowieka, uznając go zbyt szybko za autorytet, bez względu na to czy ta osoba rzeczywiście na to zasługuje. A tak naprawdę któż ma być dla nas autorytetem jeśli nie my sami?

Moc zawsze leży w nas. Jesteśmy zaopatrzeni w narzędzia do stawiania czoła codziennym wyzwaniom życia, jednak jednostka „złamana” tragicznym wydarzeniem ocenia siebie jako człowieka gorszej kategorii, kogoś, kto w trudnej sytuacji po prostu kiedyś zawiódł, a więc jest – wedle swojego osądu – słabszy od reszty i obecnie nie podoła bieżącym trudom; stąd „lekkość” w przekazywaniu władzy komuś obok, byle samemu sobie jej nie dać. Ten sposób myślenia skutkuje dodatkowo w nieadekwatnej ocenie bieżącej rzeczywistości i lekceważeniu swoich potrzeb, nieumiejętności stawania po swojej stronie oraz braku samoobronnego instynktu.

Kto wie lepiej, co w danym momencie jest najlepsze dla nas? O tym przecież mówią nasze uczucia i intuicja, na których – po katastrofalnym zdarzeniu – niestety nie umie się polega lub nawet w ogóle się ich nie słyszy. Tak istotne zatem staje się odbudowywanie wiary we własne siły, a poprzez to zaprzestanie polegania na autorytetach zewnętrznych. Nie znaczy to, że mamy ignorować głos osób cieszących się szacunkiem i odbieranych jako wiarygodne, etyczne, uczciwe. Być może one w jakimś obszarze utorowały już drogę, którą my dopiero mamy przebyć. Chodzi raczej o to, by po wysłuchaniu takiej osoby, wybrać swój wariant odpowiedzi na dylemat, przed którym aktualnie stoimy. Aby być autorytetem dla siebie, należy poznać siebie, z pokorą zaakceptować cały wachlarz osobistych cech, zarówno tych, z których jesteśmy dumni, jak i tych, które wolelibyśmy przemilczeć bądź udać, że ich nie ma. Jednak – paradoksalnie – to przyznanie się do swoich słabości i życzliwe ich przyjęcie czyni nas silnymi i wyjątkowymi. Aby budować swój autorytet, należy zachować szacunek do własnych myśli i odczuć. Aby stać się autorytetem dla siebie, nieodzownym jest wprawianie się w odnajdywaniu kontaktu ze sobą, uczenie się każdego dnia kochania i docenienia siebie. Wszystko to krok po kroku wpływa na doświadczanie siebie jako kompetentnej osoby.

Kiedy człowiek staje się autorytetem dla siebie, przestaje pytać o porady. Zagłębia się w swoje intymne rewiry, by tam szukać wskazówki, ukierunkowania co do dalszego kroku w życiu. Do tego potrzebna jest cisza. Cisza wokół, cisza w nas. W tej ulotnej osobowościowej enklawie, jeśli wystarczająco głęboko wejdziemy w jej tajemnicę, możemy usłyszeć delikatny szept, tak subtelny jak dotyk ptasiego piórka spadającego na ramię w bezwietrzny dzień. Właśnie wtedy trzeba dać się poprowadzić efemerycznemu doznaniu, zaufać przeczuciu, zawierzyć niematerialnemu przebłyskowi. Przecież on może się wywodzić z Najwyższego Źródła, a połączenie z transcendentnym strumieniem wiedzie do nawiązania kontaktu z immanencją Wszechmocy przejawiającą się w każdym z nas. Pomimo że na początku możemy doświadczać tych chwil tylko od czas do czasu, to w takich momentach mamy już możliwość poczuć się jak wielka góra, na którą nawet jeśli spadnie urwisty deszcz, potarmosi ją huragan, przetrzepią błyskawice, wyrywając krzaki ze zboczy, ona w swym rdzeniu będzie stać nieporuszona. W tym miejscu w końcu spotkamy się z naszą niepowtarzalną indywidualnością, tu właśnie rodzą się kreatywne wizje i genialne koncepcje. Z naszych indywidualnych wglądów, a nie z podążania za autorytetem, świat idzie do przodu stając się lepszym.

Rzeczywiście po traumie jest szczególnie trudno przedrzeć się przez wielowarstwowy zgiełk myśli i różnokierunkowy hałas emocjonalny. Jest to zagmatwany proces, wymagający hartu ducha i cierpliwości. To trochę jak survivalowa wyprawa przez niebezpieczną amazońską dżunglę. Na ścieżkach tego zielonego pandemonium napotkamy emocje, które potrafią napaść gwałtownie jak zwinny jaguar, bóle, które atakują ciało jak niespodziewanie wysunięta z wody szczęka krokodyla, niszczące myśli, które niczym przebiegły grzechotnik nie wiadomo kiedy siedzą w głowie, cierpienie psychiczne, które sączy się przez cały organizm jak uwalniana powoli trucizna ze śmiercionośnej strzały tubylca. Przetrwanie tej karkołomnej przygody wiąże się jednak z odnalezieniem cennego klejnotu: miejsca wewnętrznej ciszy i mądrości oraz stopniowym odzyskiwaniem odwagi do wyrażania swojej prawdy. Każdy powinien podjąć autonomiczną decyzję o wejściu na drogę zmiany lub jej odrzuceniu, o samotnej eskapadzie lub podróży we wspierającym towarzystwie.

Ścieżki życia po traumie bywają kręte i strome, wiele z nich przeszłam i o tych mogę rozmawiać dając wsparcie, że warto przeć do przodu.

Ścieżki życia po traumie bywają kręte i strome,
wiele z nich przeszłam i o tych mogę rozmawiać
dając wsparcie, że warto wspinać się w górę.