Echa wykorzystania seksualnego dzieci

Problem pedofilii to zagadnienie, o którym dzisiaj jest głośno w mediach, ale które mimo tego bywa niejednokrotnie zbanalizowane, lekceważone, nierzadko pomijane milczeniem, a kiedy już się o nim pisze, to z reguły mocno się go uogólnia. Tymczasem nadużycie seksualne dziecka to piętno kładące się mrocznym cieniem na całym życiu. Pozostawiające głęboką, trwałą bliznę w psychice, z której trudno się wyzwolić nawet po zakończeniu się koszmaru, po osiągnięciu dorosłości. Jest to krzywda, która potrafi na zawsze odebrać radość życia i prawo do szczęścia. Ofiary tego typu tragedii płaczą najczęściej po cichu, wyją bezgłośnie w kątach domu lub gdzieś na osobności… o tym, jak głębokie jest to upokorzenie, jak wielki strach, jak paraliżujące cierpienie. Ciskają piorunami w cichości, ponieważ nieszczęście dręczonej małej istoty najczęściej okryte jest tajemnicą. Dziecko dźwiga swoją traumę za kulisami życia, a potem transportuje jej reperkusje na dalsze życie. Dorośli, z kolei, krzyczą niemym krzykiem o zaindukowanym poczuciu winy wobec otoczenia za sytuację, w jakich się znalazły. Obarczeni poczuciem wstydu, szamoczą się z upiorami dzieciństwa w skrytości. Przeżywają dojmujący ból istnienia, stany rozdwojenia osobowości, to oddalają się od Stwórcy, to doń wracają.

Dorosła ofiara – osaczona natrętnymi wspomnieniami – czuje się bezradna wobec ciężkich przeżyć, wobec swojej przeszłości dopóty, dopóki nie wejdzie na ścieżkę odnowy. Na tej ścieżce walka o odzyskanie siebie jest długa i trudna, czasami ma znamiona beznadziejności: popadanie w uzależnienia alkoholowe, narkotykowe, próby samobójcze, nieumiejętność życia w związku, bunt, częściej zaś bierność i apatia. Jest to walka o swoje prawdziwe ja, o spokój, o równowagę emocjonalną, o pogodzenie się ze swoim istnieniem, ze światem.

Jak znaleźć samego siebie?

Odnalezienie własnej, autentycznej tożsamości, nieskażonej cierpieniem i strachem, to proces długofalowy. Powtarzającym się uczuciem na tej drodze jest lęk, często irracjonalny, przeradzający się okresowo w paniczny strach, nie pozwalający spać i funkcjonować. Jego podłożem jest sytuacja, z której dziecko wychodzi z poczuciem, że sobie nie poradziło w relacji ze sprawcą i potem zakłada, iż w życiu dorosłym również nie da sobie samodzielnie rady. Towarzyszy temu również potrzeba bycia w ustawicznym alercie, rozglądania się wkoło, czy nie zbliża się niebezpieczeństwo.
Była ofiara agresji seksualnej potrzebuje uczyć się dojrzałego, opanowanego podejścia do życia jak pierwszoklasista alfabetu. Od podstaw. Uczy się również odkrywania prawdziwego siebie, ponieważ tragiczne wydarzenia prowadzą do kreowania tzw. zabrudzonej tożsamości.
W przypadku dzieci, istota nadużyta seksualnie nie potrafi stworzyć więzi z samą sobą. Gdy skrzywdzone dziecko dorasta, zwykle ma problem, żeby określić siebie. To tak, jakby się stanęło przed lustrem, widziało własną twarz, potrafiło ją opisać, ale nie było wiadomym, do kogo należy. Zresztą każdego dnia taka twarz może dawać wrażenie innego wyglądu. Zakłada się różne maski, na różne okazje. Jest ich tyle, że w rezultacie brakuje jednoznaczności, kim się jest w swej najgłębszej istocie. Można z łatwością robić miny i przybierać pozy, byle nie zobaczyć siebie prawdziwego. Była ofiara przemocy bardzo się stara, żeby inni nie zobaczyli jej strachu, bólu, cierpienia. Okaleczonych nadgarstków, zaciśniętych ust, paniki w oczach, zwykle wtedy, gdy ktoś pragnie być naprawdę blisko…

Psychika dziecka, a traumatyczne wspomnienia

Dziecko uwikłane w bliską relację ze sprawcą przemocy (w sytuacji gdy krzywdzicielem jest ktoś z najbliższego otoczenia) zostało pozbawione możliwości na rozwijanie autonomii. To co jest mu znane, to zależność. W dorosłym życiu łaknąc poczucia bezpieczeństwa, poszukuje kogoś, kto da choć namiastkę wsparcia, otuchy, pociechy, dlatego tworząc nowe relacje, szybko się przywiązuje i wpada w zależność od drugiego człowieka.
Ktoś, kto w dzieciństwie zaznał pogwałcenia swojego ciała, swoich praw i godności, jako człowiek dorosły w kontakcie z osobą płci sprawcy ma silną tendencję, by mylić seks z miłością i bliskością. Z bardzo dużym prawdopodobieństwem każda bliskość fizyczna oznaczać będzie miłość. Metaforycznie można powiedzieć, że taka osoba prosi o miłość „klęcząc na kolanach”, byle tylko ktoś ją przygarnął. I choć taki człowiek może wyglądać jak książę czy księżniczka, będzie zachowywać się jak żebrak czy żebraczka. Poszukuje ciepła i zrozumienia, a poprzez swoje wczesne doświadczenie buduje iluzjonistyczne mrzonki, że odnajdzie je w relacjach seksualnych. Oczywiście nie znajduje miłości, tylko spotyka coraz większe niepowodzenia. Jeśli relacja mimo wszystko się rozwija, staje się toksyczna, ponieważ żądania osoby pogwałconej w dzieciństwie stają się dla partnera nierealne. Była ofiara potrzebuje zaspokojenia wciąż dziecięcych potrzeb, ciągłej opieki, obecności, ogromnej empatii, „czytania w myślach”, tulenia.

Jak objawia się trauma na tle seksualnym?

Innym zewnętrznym objawem traumy seksualnej jest ucieczka od relacji i „bezpieczne schowanie się przed niebezpiecznym światem” np. w zakonie.
Trauma symbiotyczna, oparta na relacji sprawca – ofiara, pozostając nieleczona, przekreśla szanse na zbudowanie stabilnego związku w dorosłym życiu. Taka osoba po prostu powiela wyuczony schemat destrukcyjnej więzi. Zranieni ludzie czują zarówno lęk przed samotnością, jak i lęk przed utratą kontaktu z drugim człowiekiem, cierpią na brak zaufania albo kompulsywną potrzebę nawiązywania kontaktów i bycia otwartym na innych. Raz górę bierze potrzeba przynależenia, a co za tym idzie nadmierna, powierzchowna otwartość na innych, a kiedy indziej izolacja i alienacja.
Innymi słowy ofiara przemocy seksualnej, z zakorzenioną nieufnością i przekonaniem o własnej bezwartościowości, choć bardzo chce, nie potrafi kreować konstruktywnych związków z otoczeniem. Na fundamencie poczucia własnej marności, staje się albo wycofana albo nadpobudliwa i zmienna. W kontaktach interpersonalnych, na zawołanie, pojawia się poczucie winy. Jeśli coś nie wychodzi, ofiara jest skłonna, by brać całą lub zbyt dużą odpowiedzialność za to, co się nie udało, na siebie. Komunikacja z drugim człowiekiem, nawet tym, który wydawałby się najbliższy, staje się pokrętna i niejasna. Co jej wolno powiedzieć, a czego nie? Czy ma prawo artykułować to, co myśli i czuje? Czy nie zrani innych wyrażeniem siebie ? Nie potrafi zareagować, czuje totalne zahamowanie, by odeprzeć cios, słowo, gdy ktoś inny ją rani. Nie potrafi, bo jest wyuczona, by milczeć, by zahamować gniew i zamrozić się na oczywistą krzywdę. Po czasie bezgłosu narasta tajony uraz, co może się kończyć wybuchem niepohamowanej złości zamiast asertywnego, systematycznego, spokojnego wyrażania swoich potrzeb. Ofiara może wtedy zmienić rolę, ma potencjał, by stać się sprawcą.

Czy da się uciec przed własną głową?

Wewnętrzny świat straumatyzowanej osoby bywa mroczny i skomplikowany, pełen sprzeczności i dwubiegunowości. Często taki człowiek nadmiernie dba o siebie, koncentruje się w egocentryczny sposób na sobie, przywiązuje dużą uwagę do pięknego stroju i nienagannego makijażu (jeśli jest kobietą), by dzięki takim zabiegom przykryć ropiejącą ranę.
Dziecko, które tkwiło w związku sprawca – ofiara, było unicestwiane każdego dnia, tak jakby jeden organizm zjadał drugi. Jego ciało robiło się coraz bardziej skamieniałe. Nic więc dziwnego, że ma „skrzywioną” wizję własnej osoby, deprecjonuje swój wygląd, zaniża własną wartość, traci poczucie odrębności, nie wierzy we własną niepowtarzalność. Takie osoby chowają gniew i złość do środka. Zatem stosunek do samego siebie najczęściej przybiera charakter autodestrukcji realizowanej na różne sposoby. Mogą to być okaleczenia, próby samobójcze, autokrytycyzm. Inaczej mówiąc, są to akty wymierzone przeciwko sobie, w antagonizmie do szacunku dla ciała, świata uczuć i duszy.
Obok lęku, osoba, która doświadczyła przemocy seksualnej w dzieciństwie, odczuwa niemal permanentnie pustkę emocjonalną. Do tego dochodzi stałe niemalże napięcie w ciele. Taka mieszanka to nic innego jak syndrom stresu pourazowego. Aby zagłuszyć cierpienie i wypełnić próżnię, próbuje się różnych „otępiających” narzędzi jak np. narkotyki, alkohol, wybujały seks czy pornografia lub nadmierne objadanie się. Wtedy na chwilę pojawiają się doznania euforii, niezwykłej rozkoszy, przyjemności. Są oczywiście krótkotrwałe. Rychło nadejdą inne emocje jak poczucie winy lub smutek. Wszystko to dlatego, że życie wydaje się nie do zniesienia, przepełnione rozpaczą, samotnością i porażkami.
Powyżej opisane zachowania wskazują na to, że jest się cały czas w kontakcie ze swoją krzywdą, z uczuciami, które były doświadczane w czasie traumy. Nie przerwało się emocjonalnej więzi ze sprawcą. Dzieje się to na poziomie umysłu, emocji i ciała. Taki człowiek żyje według opracowanych w przeszłości strategii umożliwiających przetrwanie.

Jak można wyjść z traumy i odnaleźć siebie prawdziwego?

Jak powiedział Thomas Merton: „Co przyjdzie nam z żeglowania na księżyc, jeśli nie potrafimy przekroczyć przepaści, która oddziela nas od siebie samych? To najważniejsza z wypraw badawczych – bez niej inne nie są tylko bezużyteczne, ale i zgubne”. Czy jest możliwe, żeby stać się autonomiczną jednostką, dla której indywidualna tożsamość jest celem rozwoju osobistego? To oczywiste, że droga wyjścia jest bolesna, długa i trudna. Pierwszym krokiem jest zrozumienie i uznanie traumy. Oznacza to zrezygnowanie ze strategii przetrwania, pozbycie się złudzeń o rzekomym zdrowiu. Jeśli uda się zaakceptować i przyjąć doznaną traumę jako fakt, przestanie się żyć w iluzji. Traumy (tu: przemoc, wykorzystanie seksualne) są, jak nowotwory. Im więcej daje im się czasu, tym bardziej się rozrastają, jak mówi Franz Ruppert. Dlatego trzeba je ujawnić, tak szybko, jak jest to możliwe! Są sposoby, by uporać się z własną traumą: to ból, pot i łzy. Każdy wgląd na tej drodze, dochodzący z trzewi, a nie z umysłu, może przyczyniać się do transformacji wizerunku ofiary na zwycięzcę i być kolejnym, ważnym krokiem na drodze rozwoju. Ta droga prowadzi przez mroczne tunele, wysokie góry i wąskie przełęcze. Nadzieją, która pomaga zmierzać do przodu, gdy panuje ciemność i ból ściska serce, jest światło w porcie. Jego blask iskrzy wolnością, a promienie lśnią pokojem.

Ścieżki życia po traumie bywają kręte i strome, wiele z nich przeszłam i o tych mogę rozmawiać dając wsparcie, że warto przeć do przodu.

Ścieżki życia po traumie bywają kręte i strome,
wiele z nich przeszłam i o tych mogę rozmawiać
dając wsparcie, że warto wspinać się w górę.