Historia pewnego przypadku
Dawno, dawno temu, za gęstymi lasami, za wysokimi górami, żyła sobie mała, pogodna dziewczynka. Mieszkała z rodzicami i starszym bratem w dużym domu z pięknym ogrodem. Zamiast zabaw na świeżym powietrzu, brudnych od ziemi rąk czy spalonego słońcem noska w miejscu tym działy się rzeczy tak straszne, tak przerażające i niegodziwe, że bliższe stało jej się pragnienie śmierci niż radość z życia. Kiedy rodzice poniewierali nią jak śmieciem, jej dusza odklejała się od ciała i wraz z marzeniami i leciała jak owad zwabiony światłem prosto w stronę słońca. Potem dziewczynka wyrzucała z pamięci wszystko, co złe. Każdorazowo po pogardzie dla małej istotki, duszyczka odrywała się i frunęła hen pod bujne niebiosa. Każdorazowo też dziewczynka skrzętnie usuwała z umysłu kronikę z pełnych okrucieństwa zdarzeń.
Lata leciały, dziewczynka dorastała. Smutek wychudził jej twarz i wczepił się w oczy. Niby były piękne, bo duże i błękitne, ale bezgranicznie zmartwione i puste. Ciało, choć smukłe, wyglądało na przybite. Nic dziwnego w końcu, zapisało historię uprzedmiotowienia człowieka w każdej swej komórce.
Będąc nastolatką dziewczyna zaczęła chodzić na romantyczne spotkania z chłopcami. Wtedy przenikliwie wpatrywała się w światełka za oknami chatek, zastanawiając się, jakie tam dzieje się życie… Wyobrażała sobie, że w cudzym domu za oknem panuje ciepło, serdeczność, troska i opieka. Postanowiła, że taki będzie jej dom: szczęśliwy.
Wyszła za mąż, miała duży dom z ogrodem i… kupę nieszczęścia. Potem parę razy jeszcze próbowała budować gniazdo rodzinne oparte na szacunku. Bez skutku… Było coraz ciężej… Świadomość chciała piękna, podświadomość wypełniona brzydotą wygrywała.
Po wielu boleściwych przygodach i czasach zgryzoty zrozumiała, że bezpieczny dom buduje się inaczej i gdzie indziej… Dotychczasowe domy stawiane na zewnątrz odzwierciedlały tylko jej schorowane wnętrze przepełnione poczuciem opuszczenia przez Boga, urazą, żalem, osądzaniem, nienawiścią do siebie… Długo by można jeszcze wymieniać, czym jeszcze….
Nowy dom, to budowla konstruowana długimi latami pracy nad sobą. Jeszcze go nie dokończyła… Wciąż dostawia cegiełki miłości, wiary i nadziei.
Czym jest emocjonalny dom?
Dom jako niezawodne schronienie można budować wyłącznie w sobie. Wszystko to, co na zewnątrz, z czasem nas rozczaruje. Pęknie lub zostanie zburzone, napełni frustracją. Jako ludzie mamy tendencję, by szukać szczęścia poza sobą. Iluż trzeba niepowodzeń w ludzkich zmaganiach, by uzmysłowić sobie bezsensowność takowych działań…?
To nie jest proste, aby stworzyć stabilną przystań we własnym centrum, ponieważ wciąż do tej przystani będą przypływać fale z przeszłości oraz fale uczuć pochodzących z bieżących wydarzeń… Fala bólu, fala lęku, fala cierpienia, fala żalu, fala nienawiści, fala egocentryzmu, itd.… Wydaje Ci się, że przerywają niepotrzebnie budowę, ale tak nie jest. Tak naprawdę każda fala zmusza do weryfikacji z jakich cegieł budujesz dom: miłości czy lęku. To pozorne przeszkody, które uczynią twój dom czystszym i jeszcze mocniejszym, jeśli nie uciekniesz od konfrontacji z nimi. Każda fala daje ci możliwość zbadania, co jest w fundamentach pod ziemią, w twojej podświadomości. Tam pewnie są treści, których nie jesteś świadomy, a mające ogromną moc. One mogą generować problemy i niespełnienie. Nie trać spokoju i wyjdź swoim falom naprzeciw. Daj im upust, płacz, wal pięściami w sofę, nie stawiaj oporu, tylko przyjmuj życzliwie i obserwuj, a po ich uwolnieniu wytwarzaj w odprężeniu pozytywne myśli i obrazy. Oczyszczaj swój dom ze złości i smutku. Zaufaj, iż przyszła po prostu kolejna fala oczyszczenia… Natura fal jest przecież taka, że przypływają i odpływają… Witaj je ciepło, to szybciej odejdą.
Zachowaj u ważność budując swój dom. Przyjmij to za aksjomat, że będzie czas na spotykanie się z uciążliwymi uczuciami w podświadomości, czas oczyszczania płaczem, ale też czas nawożenia ciepłymi myślami i wizjami, które mają szansę się zmaterializować.
Odpowiedzialność za kondycję domu ponosimy my sami. Osiągnięcie poczucia stabilnego schronienia wewnątrz wiedzie poprzez przedzieranie się do warstw gnoju, napotykania pokładów grubego kurzu aż w końcu dotarcia do najpiękniejszych pokładów w sobie, indywidualnych, unikatowych możliwości i sposobów na wyrażanie siebie. Jest to droga, której uwieńczeniem jest szczera miłość do siebie, świadomość wewnętrznego potencjału, zdolności i zasobów, jak również słabości. To ścieżka wskrzeszenia wciąż na nowo wiary w swoją siłę i moc. Kochaj zatem siebie bez względu na to, ile razy zaczynałeś budować swój dom od nowa. A może porzucałeś tylko budowę na jakiś czas… Wartości, jakie będziesz krzewić we własnym centrum, zilustruje świat zewnętrzny, gdyż otaczająca nas rzeczywistość odzwierciedla nasz sposób myślenia i czucia. Jeśli w twoim wewnętrznym domu będzie panować spokój i harmonia, okoliczności zewnętrzne powinny być generalnie dla Ciebie pomyślne.
Czas, cierpliwość i starania jako najlepsze lekarstwo
Tak już jest, iż budowanie swojego wewnętrznego domu to mozół i trud. To uwalnianie się z ograniczających emocji i struktur ego blokujących człowieka przed autentyczną wolnością. To droga głębokiej przemiany, na której niejednokrotnie można popaść w zwątpienie czy nawet rezygnację, by potem dalej kontynuować swoją budowlę. Po konfrontacji z wieloma burzliwymi falami, w końcu człowiek rozpoznaje, że jest w stanie opuścić swoją egocentryczną wolę i wznieść się na płaszczyznę wewnętrznej niezawisłości.
Najpiękniejsze domy to te, które są połączone z boskim strumieniem światła. Ich fundamenty są najbardziej stabilne. Gdy okoliczności zewnętrzne układają się źle (nie na wszystko mamy wpływ jeśli nawet pracujemy wytrwale nad oczyszczeniem podświadomości), ty masz niezawodne schronienie w swoim wnętrzu. Jeśli zbudowałeś go na mocnych podstawach, nikt i nic go nie zburzy. Zrozumienie, iż jedynie wewnętrzna wartość tworzy najbezpieczniejszy dom daje poczucie niezmąconego spokoju. Wyobraź sobie, że większość twojej woli unicestwia się w drobny pył, a Ty pozostajesz nieporuszony jak skała bez względu na kaliber fal. Ale żeby to się zadziało, potrzebowałeś podjąć wysiłek zmagania się z wcześniejszymi falami, które wciąż podmywały ci grunt pod domem. Ile wyrzeczeń, ile samotności, ile rozterek, ile wyrzucania gnoju łopatą, ciskania kamieniami…!
W końcu się udało! Rozumiesz teraz, że te fale miały ci służyć, by doprowadzić do tego momentu? Błogiego spokoju i czystej radości.
Ścieżki życia po traumie bywają kręte i strome, wiele z nich przeszłam i o tych mogę rozmawiać dając wsparcie, że warto przeć do przodu.